dylandog dylandog
800
BLOG

Inflacja publicystyki politycznej a rzetelne dziennikarstwo

dylandog dylandog Polityka Obserwuj notkę 6

Na czym, poza wąsko rozumianą "polityką", znają się tacy publicyści jak Zaremba, Karnowski, Janke, czy też Paradowska, Pacewicz lub Żakowski? Odpowiedź jest krótka: na niczym. Jednocześnie ta "polityka" na której się rzeczywiście znają jest w naszym dyskursie publicznym bardzo swoiście definiowana. Jest mianowicie sprowadzana przede wszystkim do personalnych przepychanek w wyścigu do koryta i odpowiada na pytania: kto, kogo, gdzie i jak? Symptomatyczne są tu choćby ostatnie dywagacje o układaniu list wyborczych. Zazwyczaj są to teksty oparte na kuluarowych plotkach. To też jest kwintesencja polskiej publicystyki politycznej. Oczywiście wspomniani publicyści wyznają dość różne wartości, ale przez łączący ich brak głębszej wiedzy o  podstawowych mechanizmach ekonomicznych i finansowych rządzących współczesnym światem różnice te ostatecznie okazują się dość powierzchowne. W efekcie najbardziej znani polscy publicyści nie wypełniają podstawowej funkcji dziennikarzy.

Według mnie praca dziennikarza powinna się sprowadzać do pilnowania dwóch podstawowych spraw: ile państwo odbiera nam w podatkach i na co te pieniądze wydaje. Rzetelne dziennikarstwo powinno więc polegać przede wszystkim na patrzeniu politykom i urzędnikom na ręce z tej właśnie perspektywy. Nacisk powinien być kładziony na funkcję informacyjną a dopiero potem na komentarze i analizy. Tymczasem w Polsce każdy od razu chce być publicystą. Dzięki temu zresztą taki sukces odniósł Salon24. I to bardzo dobrze, ale należy odróżnić internetowe forum publicystów amatorów od tradycyjnego zawodowego dziennikarstwa. Mam wrażenie, że również Salon24 obnaża smutną prawdę, że najbardziej znani polscy dziennikarze są specjalistami od politycznych plotek i pustej retoryki.

Porównując największe polskie gazety z dziennikami amerykańskimi, angielskimi, niemieckimi czy włoskimi możemy ocenić wartość polskiego dziennikarstwa. Okazuje się, że Gazeta Wyborcza i Rzeczpospolita są nie tylko informacyjnie kiepskie, ale też ich publicystyka jest odpowiednio jałowa. Szczególne politowanie od wielu lat budzą komentarze poświęcone gospodarce. Trochę to paradoksalne, bo przecież żyjemy w czasach wielkiej niezakończonej transformacji od gospodarki centralnie planowanej do gospodarki rynkowej. Tymczasem od dwudziestu lat wciąż prymat mają analizy rozmaitych politycznych wojen na górze.

Szczegółnie winna jest tu Wyborcza, która od początku lat 90-tych wyznaczała "standardy" a jej strony gospodarcze zawsze były śmiechu warte. Sytuacja jest bardziej złożona w Rzepie. Tutaj tzw. zielone strony (teraz łososiowe) zawierały i zawierają dość szczegółowe informacje ekonomiczno-finansowe. Zawsze jednak były  wyraźnie oddzielone od reszty dziennika i to nie tylko fizycznie, ale też treściowo. Sęk w tym, że publicystyka  Rzepy przeważnie ignoruje kwestie ekonomiczne. W tej mierze tygodnik "Uważam Rze" jest przedłużeniem tej jałowej publicystyki prawicowej, która ma nikłe pojęcie o gospodarce i dlatego nie tylko nie wróżę, ale i nie życzę temu pismu sukcesu. Podobnie jest zresztą z portalem wpolityce.pl. O dziwo podstawowe funkcje dziennikarstwa często lepiej od dwóch "poważnych" dzienników pełnią  brukowe Fakt i Super Express, kiedy zwracają uwagę na zarobki polityków czy wyśmiewają nadużycia władzy.

Natomiast zupełnie nowym i budzącym nadzieję zjawiskiem na rynku prasowym jest Dziennik Gazeta Prawna. Pozytywnym duchem tej zmiany jest redaktor naczelny Tomasz Wróblewski. Nie ma on może tak "lekkiego pióra" jak niektórzy bardziej znani dziennikarze, ale za to nie zapomina o tym czym politycy i dziennikarze powinni się zajmować. Proszę zobaczyć, dla przykładu, wczorajsze wydanie Dziennika. Na pierwszej stronie widniały cztery teksty i wszystkie dotyczyły kwestii istotnych: rekordowego przyrostu liczby urzędników państwowych w wyniku zaniechanej redukcji; sporów o prywatyzację spółek kolejowych i weglowych; nacisków Komisji Europejskiej na Polskę w kwestii obniżenia długu publicznego do 3% PKB; mianowania nowego szefa Bundesbanku. Z kolei dział komentarzy otwierała bardzo ciekawa analiza dotycząca przychodów z akcyzy paliwowej i tego na co są one wydawane. Okazuje się m.in, że w stosunkowo niewielkim stopniu na budowę dróg a w dużym na kolej.  Krótsze komentarze  porównywały rząd Tuska do rządu Orbana i podnosiły kwestię podziału zysku kontrolowanego przez Skarb Państwa KGHM. I właśnie takiego dziennikarstwa Polska potrzebuje!

Powstanie Dziennika GP w takiej formie zdaje się odzwierciedlać potrzeby rodzącej się polskiej klasy średniej. Kapitalizm współczesny to przecież daleko idąca specjalizacja i profesjonalizacja. W Rzeczpospolitej i GW główne skrzypce grają wciąż niedobitki  prawicowej i lewicowej inteligencji, którzy mają czasem szeroką wiedzę humanistyczną, ale za to nie mają pojęcia o rynku walutowym, mechanizmach kreacji pieniądza czy stopach procentowych. Inteligecja prawicowa po latach dominacji lewicowo liberalnych elit z GW odreagowuje jeszcze dawne zepchnięcie na margines i wynikającą z tego frustrację. Ja jednak czekam na kolejną zasadniczą zmianę w polskiej debacie publicznej i mam nadzieję, że właśnie Dziennik GP jest jej zwiastunem.

Zmiana ta będzie związana z tym, że kwestie gospodarczo-finansowe wysuną się na należne im miejsce w debacie  publicznej. Spowodują to między innymi nawroty kryzysu finansowego i zaostrzanie się tzw. kryzysu długów publicznych na świecie, ale też zwykłe "dojrzewanie" polskiej debaty. W Polsce generalnie świadomość ekonomiczna elit intelektualnych jest niska. Elity biznesu wywodzące się z komunistycznej nomenklatury nie były zainteresowane udziałem w poważnej debacie, bo nigdy też nie były zainteresowane uczciwą grą rynkową. Natomiast narzucająca ton inteligencja wciąż myśli kategoriami dziewiętnastowiecznymi (vide Rodowody Niepokornych). Dyskusja o rządowej reformie OFE choć zasadniczo dość głupawa, bo ma niewielkie znaczenie dla systemu emerytalnego a sprowadza się do kwestii który złodziej, państwo czy wielkie instytycje finansowe, odbierze podatnikom przymusowo więcej pieniędzy, może być tu jednak pewnym przełomem. Dzięki zaangażowaniu paru ekonomistów, którzy co prawda bronią interesów wielkich firm finansowych, okazało się, że można dyskutować o tym co się dzieje z pieniędzmi podatników. Dobrze by było gdyby również dziennikarze bardziej się tym tematem zainteresowali a w polityczne ploty bawili się powiedzmy w Salonie24.

 

dylandog
O mnie dylandog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka