dylandog dylandog
885
BLOG

Emigracyjny vox populi, czyli najlepsi już wyjechali

dylandog dylandog Polityka Obserwuj notkę 20

Przeczytałem ciekawy wpis na blogu dwagrosze o sondażu Gallupa z lat 2007-2009  badającym skłonności do migracji do/z różnych państw świata. Polska zajmuje w tym sondażu mało zaszczytną pozycję w połowie stawki z wynikiem -15%. Oznacza to, że znacznie więcej osób chce się stąd wydostać niż przyjechać. Co ciekawe wcale nie jest to przejawem jakiejś kondycji postkomunistycznej, bo Czechy mają wynik -4%. No, ale czescy politycy zupełnie inaczej dbają o interes wyborców. Warto przypomnieć, że emigracja jest ostatecznym przejawem braku zaufania do klasy rządzącej. Jeśli nie można demokratycznie wpłynąc na zmianę rządów, to nie pozostaje nic innego jak obalić rząd siłą, albo wyjechać. A w ostatnich latach łatwiej było z Polski wyjechać.

Gorzej, że z Polski ludzie wyjeżdżają bez przerwy od sześćdziesięciu lat. Bezpośrednio po wojnie wyjechało jakieś dwieście tysięcy Żydów. W latach 50-tych zaczęli wyjeżdżać ci co mogli się powołac na korzenie niemieckie, albo inaczej potrafili załatwić pozwolenie na wyjazd do RFN. Wyjechało ich do 1989 roku około ośmiuset tysięcy. Jakieś dwieście tysięcy ludzi wyjechało albo zostało za granicą w latach 80-tych ze względu na stan wojenny. No, ale wtedy uciekali przecież przed rządami dyktatury ciemniaków! Problem w tym, że i po dwóch dziesięcioleciach Polski niepodległej, czy raczej Polski okrągłostołowej, Polacy wciąż nie przestają masowo wyjeżdżać.

Jakże piękną wymyślono ostatnio akcję podziękowań dla Solidarności. Różni charakterystyczni ludzie robili sobie zdjęcia z tymi podziękowaniami wydrukowanymi na kartce. Znacznie więcej jest jednak Solidarności wdzięcznymi przede wszystkim za to, że można stąd znacznie łatwiej zwiać.

Pytanie, kto wyjeżdża? Liczę jak wielu moich znajomych wyjechało w ostatnich latach. Byli to ludzie zarówno z sukcesami zawodowymi, jak i dopiero rozpoczynający kariery, czy nawet na studiach. Wyjechali do Anglii, do Włoch, do Niemiec, do Francji, do Holandii i do USA. I świetnie sobie tam radzą. Tak się dziwnie składa, że akurat z moich znajomych to ci najbardziej inteligentni, przedsiębiorczy i pracowici wyemigrowali. Sam natomiast niedawno wróciłem po paru latach emigracji, ale nie wiem czy zostanę. Chciałem zaangażować się politycznie, ale przy obecnej ordynacji nie ma na to szans. Nie ma porządnej służby zdrowia, nie ma dróg, edukacja beznadziejna. Co chwila dowiaduję się, że ktoś kolejny wyjeżdża, i niedługo już nie będę miał z kim iść na piwo...

A kluczowa jest właśnie ta jakość emigracji. Bo od kogo zależy dobrobyt  i wielkość  społeczeństw? Czy od taniej siły roboczej, od chłopów, chamów i pracowników budżetówki tamujących drogi i ciskających mocno śrubami, czy może od kreatywnych przedsiębiorców, biznesmenów, informatyków, naukowców, prawników, lekarzy? W filozoficznie wybitnej (choć  literacko przeciętnej) dystopii "Atlas Zbuntowany" Ayn Rand przedstawia USA w sytuacji, w której najbardziej twórcze jednostki usuwają się ze społeczeństwa. Takie państwo siłą rzeczy przestaje funkcjonowac i rozpada się lub zamienia w dyktaturę ciemniaków. Otóż w Polsce obserwujemy taki proces już od dawna. Jak pisał emigracyjny poeta, "nikt nie wierzy, że staje się już." Najlepsi ludzie od wielu lat konsekwentnie głosują nogami przeciw polskim elitom politycznym, przeciw tej ponurej dyktaturze całego garnituru ciemniaków: Wałęsy, Kwaśniewskiego, Michnika, Pawlaka, Oleksego, Millera, Belki, Buzka, Tuska, Komorowskiego, Lecha i Jarosława Kaczyńskich.

Już prawie nie ma kto sie tej dyktaturze przeciwstawić. Kiedyś Polska była krajem, który strzelał do wrogów diamentami. I większość niestety wystrzelał. Ale te nieliczne diamenty, które znowu się pojawiają III Rzeczpospolita skutecznie wystrzeliwuje w kosmos. W 2007 roku liczba świeżych emigrantów ("czasowo" za granicą) zbliżała sie do dwóch milionów!

Oczywiście można by ten odpływ ludzi zatrzymać. Recepta nie jest tajemnicą - jest nią po prostu rewolucja wolnościowa. W naszych warunkach oznacza ona  między innymi radykalne zmniejszenie państwa poprzez ograniczenie wydatków (zwolnienie większości urzędników, prywatyzację  systemu emerytalnego, służby zdrowia i szkolnictwa) i zdecydowane obniżenie podatków (choćby zniesienie podatku dochodowego). Poza tym, trzeba pozwolić ludziom o nastawieniu społecznikowskim działać. Trzeba wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze,dzięki którym posłowie będą odpowiadać bezpośrednio przed wyborcami. Kariery polityczne nie mogą zależeć od widzimisie Tuska czy Kaczyńskiego. Ale takie hasła brzmią przecież dla ciemniaków niewyobrażalnie. Co gorsze, dla wielu uczciwych ludzi też brzmią niewyobrażalnie, bo siłę konformizmu trudno przecenić. Nonkonformiści niestety przeważnie wybierają emigrację.

Dlatego obawiam się, że w polskiej polityce szans na radykalne zmiany nie ma. Przedsiębiorcze społeczeństwo robi co może, ale strukturalnych przeszkód wbrew woli skorumpowanego establishmentu nie pokona. Długo jeszcze będziemy państwem skąd większość chce wyjechać. Można to składać na karb tragicznej historii, ale prawda jest taka, że odpowiedzialna jest przede wszystkim klasa polityczna. Od dwudziestu lat nie pojawił się w niej nikt, kto by chciał skutecznie wystąpić przeciwko interesom polityków i biurokracji jako najpotężniejszej w Polsce grupie interesu, bezlitośnie pasożytującej na produktywnej części społeczeństwa.

dylandog
O mnie dylandog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka